Kocham siebie czy jestem egoistką?

Pamiętasz jaka była twoja pierwsza myśl, reakcja, kiedy usłyszałaś o kochaniu siebie?

Ja pamiętam ? Byłam na kursie gotowania wg pięciu przemian – dawno temu ? Podczas jednej rozmowy, wykładu usłyszałam zdanie, które mnie całkowicie zmroziło. W mojej głowie od razu pojawiło się pytanie: jak to?!

Nawet moje ciało się wysztywniło na taką prawdę.

Zastanawiasz się co to za zdanie? Nie bój się nie mrozi krwi w żyłach ? Dla mnie było po prostu odkryciem. Może dla ciebie nie jest. Tym lepiej dla ciebie.

 

To zdanie brzmiało tak:

najlepsze kąski z tego, co ugotujesz są dla ciebie!!!!

Szok i niedowierzanie ? U ciebie też?

Jak to dla mnie? Nie dzieciom?  Nie mężowi? Nie gościom? Sobie?

W dalszej części słyszę:

to ty karmisz rodzinę, ty wkładasz serce w gotowanie, ty jesteś królową matką, ty jesteś najważniejsza.

Ja? Najważniejsza? A to odkrycie?!

W mojej głowie zapaliły się wszystkie kontrolki. Normalnie alarm!!

Od tego wydarzenia minęło sporo czasu. Wiele się zmieniło zarówno w moim sposobie postrzegania jak i w życiu.

Wszystko dlatego, że po tym kursie wróciłam do domu, przemyślałam kilka spraw na spokojnie i zadałm kilka ważnych pytań samej sobie.

A co jeśli sposób, w jaki postrzegam siebie i swoją rolę w życiu nie jest jedynym słusznym? A co, jeśli mi nie służy? Może coś mi umyka, może coś tracę myśląc i postępując w ten sposób?

Prawda przecież jest taka, że szczerze, w głębi serca nie lubię siebie takiej usługującej, myślącej zawsze w pierwszej kolejności o zaspokajaniu potrzeb innych.  Mam poważne podejrzenie, że inni też mnie takiej nie lubią. Stawiając siebie i swoje potrzeby na szarym końcu nie tylko nie jestem szczęśliwa, ale też mocno sfrustrowana.

Czy moja rodzina może lubić mnie taką?  Czyż mogę dawać coś wartościowego innym sama będąc w takim stanie? Czy inni ludzie naprawdę doceniają to, że im nadskakuję? Czy naprawdę tego ode mnie oczekują? No właśnie!  Czy ja przypadkiem nie narzucam im siebie? Czy zachowując się w ten sposób nie wprowadzam przypadkiem innych  w ciągłe poczucie winy? Przecież, jak się tak napracuję, oddam im wszystko, co najlepsze, pomogę, podniosę, poprawię, upiorę, to chciałbym, żeby ktoś to doceniał, podziękował, trochę wielbił. Mam wobec innych oczekiwania!

A czy sposób, w jaki żyję i postępuję, to nie jest przypadkiem mój wybór?

Pytanie zasadnicze brzmiało więc: po co to wszystko robię?

 

Czyż nie  po to, żeby poczuć się kochana, ważna, doceniania? Czyż nie po to, żeby zapełnić jakąś pustkę w sercu?

Tylko czy  sposób, w jaki to robię jest właściwy i skuteczny?

 

Aaaaa i tutaj doszłam do sedna. Od gotowania do kochania. Po nitce do kłębka. Wreszcie doszłam do serca i do kochania siebie.

 

Zrozumiałam też różnicę pomiędzy byciem samolubną a zakochaną w sobie. Bo to nie to samo. Oj, jak się myliłam myśląc inaczej.

Czym jest egoizm? Dla mnie egoizmem jest wypełnianie swojej pustki w sercu, braku miłości kosztem innych. Egoizm to szukanie na zewnątrz, u innych tego, co mogę dać sobie sama, co mam w sobie od zawsze.  Egoizm to ciągłe branie i oczekiwanie.

Miłość własna pochodzi z wnętrza.

Nie musisz na nią zasłużyć, zapracować.  Nie musisz niczego, nikomu zabrać. Jesteś miłością. Miłość masz w sercu. Wystarczy ją sobie okazać.

Jak? W prosty sposób, małymi gestami każdego dnia.

 

Wiesz, w jaki sposób po raz pierwszy od lat okazałam sobie miłość zaraz po powrocie z kursu gotowania? Zrobiłam sobie pięcioprzemianową, gotowaną kawę, usiadłam z książką na kanapie i kiedy moja „mała miłość” przyszła o coś prosić w tej właśnie chwili (jak to zwykła robić) odpowiedziałam spokojnie: Kochanie, mamusia pije teraz kawę i odpoczywa. Jak skończę, to chętnie się z tobą pobawię.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy mały brzdąc powiedział – aha, dobrze.

Aha? Dobrze? Tak to działa? To ja tyle lat myślałam, że jak ktoś podejdzie do mnie z czymś, ta ja muszę wszystko rzucić i pomagać, bo przecież trzeba bliźniemu pomagać zawsze i zawsze przedkładać jego potrzeby nad swoje własne.  A tymczasem wystarczyło powiedzieć, że teraz nie.

Taki objaw miłości własnej dla małego dziecka był całkowicie zrozumiały. Mały brzdąc nie oczekiwał, że mam wszystko rzucić i się nim zająć teraz– to siedziało w mojej głowie! Już dawno to przegoniłam ? Ty też możesz, jeśli chcesz.

 

Wiec, jeżeli pytasz mnie, jak pokochać siebie, to wiedz, że wystarczą małe gesty w stosunku do samej siebie każdego dnia. Zacznij traktować siebie, tak jak traktowałaś do tej pory najbliższe ci osoby. Bądź dla siebie troskliwa, delikatna, współczująca, dobra, wyrozumiała, kochająca. Dbaj o siebie, jak o królową.

Nie mów bliskim, że się dla nich poświęcasz. Wprowadzasz ich jedynie w poczucie winy, a sama nie zyskujesz niczego. Twoje życie zależy od ciebie i od twoich wyborów. Jeżeli dbasz o rodzinę samodzielnie gotując, kupując chleb w piekarni na końcu miasta, bo jest dobrej jakości, sprzątając mieszkanie, wożąc dzieci na dodatkowe zajęcia, pracując,  czy opiekując się wnukami, to rób to z miłością albo wcale. Nikt nie potrzebuje twojego poświęcenia, które wprowadza jedynie poczucie winy. Na dodatek uczysz dzieci i bliskich, że twoja miłość jest warunkowa i że trzeba na nią zasłużyć odpowiednim zachowaniem.

Kochaj po prostu.

Okazuj miłość po prostu.

Pamiętaj, że ona ma wiele twarzy.

Nie oczekuj.

Spójrz na siebie i bliskich oczami Aniołów.

Zaloguj się do swojego serca i zanurz się we własnej miłości!

Jak?

Zapisz się na fantastyczny anielski mini program: ZAKOCHAJ SIĘ W SOBIE

Idź na całość i  zdecyduj się na RADOSNĄ PODRÓŻ DO UKOCHANEGO CIAŁA

Skorzystaj z prowadzonej medytacji: LOGOWANIE DO SERCA

Zapisz się na wyzwanie: Kocham siebie po prostu

Zaproś Anioły do swojego życia

 

 

 

Namaste

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.